Wehikul Wyobrazni - Страница 83

Изменить размер шрифта:

Rudier nasłuchuje. Gdzieś w drugim końcu statku podświadomie wyczuwa obecność tych dwóch, tworzących samodzielny Układ. Bez niego. Ich drogi rozchodzą się w przeciwne strony. Niedługo korpus statku wydzieli z siebie szklistą kulę, jakby rybią ikrę — miniaturkę macierzystego statku, którą on poprowadzi, dokąd zechce, czyli tam, gdzie lęka się wracać, lecz i tak wróci, wbrew niepewności przyspieszającej rytm serca na wspomnienie imienia tej planety.

Nezer i Orst polecą dalej. Oni nie wracają nigdy. W zamieci Mlecznej Drogi woła ich dziwny głos. Gdzieś, pośród gwiazd, umiera jeszcze jeden świat nieznanych kwiatów, drzew, ptaków, tajemniczych cywilizacji. Może tym razem zdążą, zdołają rozwiązać zagadkę ostatnich słów Paldana: „Oni nigdy nie wysyłali żadnego sygnału…” Skoro nie istoty rozumne tej planety modulowały promieniowanie żywej materii, to któż zostaje? Kto jeszcze posiadł władzę nad głosem całej biosfery symbiotycznymi widzami nadającej wszystkiemu co żywe, podobieństwo świadomości Układu? Żadna z komórek ciała człowieka, nawet jego mózgu, sama w sobie nie jest rozumna — nie ma też świadomości żaden liść, kwiat, kamień… Szkarłatny glob nie zdradzi już niczego. Ktokolwiek był jeszcze — umarł na zawsze. Odpowiedzi trzeba szukać dalej, w płaszczyźnie galaktycznej ekliptyki, skąd woła jeszcze jeden dziwny głos, gdzie też umiera świat: może amarantowych łąk, drzew grających na wietrze i opustoszałych białych grot.

Rudier potrząsnął głową, odganiając natrętne myśli. Już czas. Już we wnętrzu statku zaczyna się ruch, nowe prądy przełamują synchronizację siłowych pól we wręgach szklanych sfer, budzą przeciągłe stęknięcia — jak miarowy stuk zbliżających się kroków.

Drgnął. Dwie pary oczu jednakowym spojrzeniem patrzą na niego z półmroku.

— Przyszliście… — powiedział. — Nie lubię pożegnań, ale dziękuję wam.

Jakby usprawiedliwiając się wyciągnął do nich rękę.

— Wybaczcie, nie mogę iść z wami. Tacy jak ja muszą kiedyś wracać… — Uśmiechnął się blado. — A wam, cóż, życzę powodzenia. Może kiedyś…

Chciał powiedzieć: „spotkamy się jeszcze”, lecz wiedział, że widzi ich po raz ostatni. Dwóch ludzi naprzeciw niego stało w błękitnej poświacie, pod przenikającym ściany wzrokiem gwiazd i w niepewnym świetle nie mógł rozróżnić ich twarzy.

— Przyszliśmy ci powiedzieć, dlaczego właśnie ty znalazłeś kolejny cel naszej drogi — usłyszał. — To nie los szczęścia, choć my szukaliśmy dłużej.

— Przypadek, ktoś musiał. Prędzej czy później i wy…

— Nie. My nigdy nie spoglądamy wstecz.

Spojrzał zdziwiony.

— Wracamy z tobą, Rudier.

— Dokąd? — zapytał, nie rozumiejąc jeszcze.

— Wracamy na Ziemię.

Podniósł głowę szukając oczyma wstęgi Mlecznej Drogi.

— A tam.. — nie wiedział, co mówić. — Tam ktoś…

I nagle umilkł. Zrozumiał. Znowu było ich trzech.

Posłowie

W ogólnej liczbie publikacji science fiction na świecie najpoważniejszy udział mają antologie. Stanowią one około połowy całej produkcji wydawniczej. Na szczególne funkcje tej formy edytorskiej na gruncie fantastyki naukowej zwracał uwagę Stanisław Lem w eseju zamieszczonym w tomie Wejście na orbitę. Jej dominacja wynika, jak się wydaje, ze zdecydowanej aktualnie przewagi krótkich form prozatorskich (nowela, opowiadanie) nad powieścią SF, z szybkiej dezaktualizacji fantastycznonaukowych pomysłów w świecie, w którym nauka i technika nieustannie prześcigają fantazję. Niezwłoczna publikacja tekstu na łamach magazynu czy antologii jest jedyną szansą ocalenia oryginalności i świeżości pomysłu. Antologia stanowi również okazję do konfrontacji różnych odmian SF, rozmaitych technik i temperamentów pisarskich, rozmaitych sposobów obrazowania. Ostatecznym argumentem na ich korzyść są upodobania czytelnicze.

Ogromną rolę w rozwoju radzieckiej fantastyki odegrał periodyczny almanach „Fantastika”, w którym debiutowała znaczna większość najciekawszych obecnie twórców tego kraju. Antologie stanowiły także znaczny procent znakomitych serii „Biblioteka Sowremiennoj Fantastiki” i „Zarubieżnaja Fantastika”. Na Zachodzie publikacja w liczących się i uznanych antologiach takich, jak „The Years Best Science Fiction” (wydawca Judith Merril), „Spectrum” (wydawcami są Kingsley Amis i Robert Conąuest) czy „Analog Science Fiction” (wydawca John W. Campbell), stanowi swoiste wyróżnienie i nobilitację dla pisarza, ułatwia mu dalszy start.

Na naszym gruncie wydawniczym antologie SF były do niedawna zjawiskiem stosunkowo rzadkim. Z ostatnich lat warto odnotować pojawienie się pierwszej antologii fantastycznonaukowej pisarzy socjalistycznych pt.: Ludzie i gwiazdy (1976) pod redakcją Cz. Chruszczewskiego i J. Kaczmarka. Wcześniej w latach 1958–1967 ukazało się kilka zbiorów prezentujących fantastykę: radziecką, amerykańską, francuską (Rakietowe szlaki, W stronę czwartego wymiaru, Kryształowy sześcian Wenus, Zagadka liliowej planety, Wakacje cyborga, Alfa Eridana, Ostatni z Atlantydy i in.), brak było natomiast antologii prezentujących dorobek rodzimy. Działo się tak być może dlatego, że czołowi reprezentanci tego gatunku w Polsce Stanisław Lem i Czesław Chruszczewski szybko zdobyli sobie rynek czytelniczy, przełamali niechęć krytyki i doczekali się licznych wydań indywidualnych. Jednak już trzeciemu ze znanych twórców SF Konradowi Fiałkowskiemu, który pojawił się w gronie pisarzy uprawiających fantastykę naukową w 1956 roku, przyszło czekać na debiut książkowy aż do 1963 roku. Cała zaś rzesza młodych autorów, którzy swe pierwsze próby zamieszczali na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat w „Młodym Techniku”, utworzyła wcale pokaźną kolejkę do takiegoż debiutu.

Szczególną rolę w rozwoju młodej fantastyki odegrały dwa konkursy na opowiadanie SF ogłoszone przez „Młodego Technika” w latach 1962 i 1973. Pokłosiem tych konkursów, z których drugi był swoistą eksplozją młodych talentów, były dwie antologie fantastyki naukowej: Posłanie z Piątej Planety (1964) i Wołanie na Mlecznej Drodze (1975).

Patronem obydwu książek i autorem wyboru był Zbigniew Przyrowski, redaktor naczelny „Młodego „Technika”, nazwany przez Andrzeja Wójcika „polskim Gernsbackiem” z racji ogromu pracy, jaką w popularyzację fantastyki włożył i z racji technicystycznych preferencji w fantastyce spod znaku „Młodego Technika”.

Innym zadaniem, którego podjął się Z. Przyrowski było wydanie antologii pt. Nowa cywilizacja (1973), będącej próbą ukazania genezy i prehistorii polskiej fantastyki naukowej i uświadomienia współczesnym miłośnikom tego gatunku naszych niebagatelnych osiągnięć w tej dziedzinie w okresie ostatnich dwustu lat. Rolę tej książki, będącej prezentacją całej plejady autorów polskich od J. Krasickiego z jego wątkami utopijnymi w Mikołaja Doświadczyńskiego przypadkach, poprzez K. Libelta, S. Wiśniewskiego, A. Langego, B. Prusa, J. Żóławskiego, S. Grabińskiego aż do S. Lema, niektórzy krytycy porównywali z rolą słynnej z licznych wydań i burzliwych dyskusji krytycznych Antologii polskiej noweli fantastycznej Juliana Tuwima.

Kolejne polskie antologie to seria tomików „Naszej Księgarni” (dotychczas 10) zatytułowana Stało się jutro, bazująca również na tekstach z „Młodego Technika”. Seria ta ukazała kilku młodych, ciekawie zapowiadających się autorów. Nie sposób wreszcie pominąć, gdy o zbiorowych wydaniach mowa, doskonałego almanachu Kroki w nieznane redagowanego od 1970 roku w „Iskrach” przez Lecha Jęczmyka. W sześciu dotychczas wydanych tomach Kroków w nieznane obok najciekawszych tekstów autorów zagranicznych znalazło się także sporo utworów pisarzy polskich.

Wydaje się więc, że antologie jako forma edytorska dopracowują się z wolna praw obywatelskich. Ich rola będzie wzrastać w miarę jak będzie się powiększało grono polskich autorów SF, jak rosnąć będzie zapotrzebowanie rynku czytelniczego na najnowszą twórczość młodych pisarzy. Świadkami takiego wzrostu twórczości i zapotrzebowania na fantastykę naukową jesteśmy już dziś. Wielu młodych, utalentowanych autorów (Adam Wiśniewski — Snerg, Wiktor Żwikiewicz, Andrzej Czechowski, Krzysztof W. Malinowski) uwolniło się od „kompleksu Lema”, dopracowując się własnej, oryginalnej problematyki, i własnego ciekawego warsztatu literackiego. Równocześnie najmłodsi twórcy, o czym może świadczyć debiut Marka Pakcińskiego, starają się nawiązywać w swych próbach do najambitniejszych wzorów (Lem, Borges). Obserwujemy również bardzo udany powrót na teren fantastyki debiutujących w latach pięćdziesiątych Krzysztofa Borunia i Andrzeja Ostoi.

Оригинальный текст книги читать онлайн бесплатно в онлайн-библиотеке Knigger.com