Wehikul Wyobrazni - Страница 69
Ramy łączące nogi zatopione były końcami w udach i miały kształt odwróconej litery U. Sztuczne ręce automat przytwierdzał do tych ram na ich wierzchołkach. Kilkunastu takich gotowych rękonogów pracowało przy taśmociągu i w wytwórni tworzyw sztucznych; grupy innych remontowały stare maszyny lub zajmowały się budowaniem nowych.
Dziewczyna spostrzegła jeszcze rękonoga stojącego przy pulpicie rozdzielni wysokiego napięcia i poczuła, że mięśnie jej rąk i nóg twardnieją nagle jak muskuły sportowca podnoszącego wielki ciężar. Dopiero wtedy zobaczyła ruchome kamery i anteny, rozstawione w różnych punktach hali, i zrozumiała, co zmusza wszystkie mięśnie do nieustannej aktywności.
Wiedziała, że uczeni dwudziestego pierwszego wieku, uciekając z gmachu w czasie trzęsienia ziemi, pozostawili włączone maszyny, które czerpały energię z lokalnego źródła. Wśród innych aparatów pozostały tu też prymitywne prototypy sztucznych kończyn ludzkich, konstruowane dla inwalidów. Przewody zbiegały się w ośrodku dyspozycji wielkiego komputera. Przez wiele wieków w odciętych od świata podziemiach Instytutu Cybernetyki mózg elektronowy sam siebie konserwował przy pomocy coraz lepiej działających rękonogich stworów. Pierwotny program laboratorium protez, przekształconego niedawno w wytwórnię, pomysłowy komputer realizował sumiennie. Wszystkie jego zespoły współdziałały w zamkniętym kręgu sprzężenia zwrotnego: on sterował zdalnie sztucznymi układami nerwowymi i doskonalił je, a one — zastępując ręce i nogi żywych ludzi — podtrzymywały jego upiorną egzystencję.
Wchodząc w pole widzenia kamer telewizyjnych komputera, dziewczyna zainteresowała go swoim wyglądem. Była żywym organizmem; być może po latach panowania nad protezami przeniknął tajemnicę funkcjonowania naturalnych organów i potrzebował prawdziwego człowieka do cybernetycznych eksperymentów.
Ta myśl przeleciała przez umysł Lucyny z prędkością błyskawicy. Byłaby natychmiast uciekła, lecz w chwili, gdy zwróciła na siebie uwagę maszyny, poczuła sztywność w mięśniach, jakby poraził je przepływ elektrycznego prądu. Przez kilka minut wstrząsały nią gwałtowne skurcze, aż w końcu po walce stoczonej między dwoma ośrodkami dyspozycji, ciałem jej zaczęły kierować sygnały wysyłane przez zewnętrzną centralę, które okazały się znacznie silniejsze.
Prowadzona rytmicznymi impulsami, wbrew własnej woli przeszła obok magazynu materiałów, skręciła i zbliżyła się do szerokich drzwi w przeciwległej ścianie. Otworzyły się automatycznie, ukazując niespodziewany obraz.
Pośrodku drugiej sali stała gromada znajomych turystów. Grupa składała się z tych wszystkich osób, które w czasie zwiedzania muzeum pozostały w tyle za czołem wycieczki i zabłądziły w gmachu. Znajomi roześmiali się na widok przestraszonej dziewczyny. Po sekundzie zaskoczenia ona też uśmiechnęła się do nich. Nie miała już pewności, czy to komputer zmusił ją do tego marszu, bo mogła ulec autosugestii. W każdym razie znalazła swoich przyjaciół. Miała ochotę ściskać ich i całować.
Ale przebiegła tylko kilka kroków, raz jeszcze spojrzała w głąb sali i skamieniała w bezruchu.
Bo w tej właśnie chwili, kiedy odetchnęła z ulgą, szczęśliwa, że jej fantastyczna przygoda skończyła się tak pomyślnie, jeden z mężczyzn silnym ciosem trzymanej oburącz siekiery rozpłatał na dwie połowy głowę swojego sąsiada. Uderzony człowiek zwalił się na podłogę, zaś z końca sali wysunął się sztywny kabel zakończony ostrym hakiem i ściągnął ciało pod ścianę, gdzie leżał stos innych, równie zmasakrowanych trupów. Za wleczonymi po lśniącej posadzce zwłokami pozostała straszna czerwona smuga.
Z ust dziewczyny wyrwał się krótki, zdławiony bolesnym skurczem gardła okrzyk nieopisanej zgrozy. Obca siła ponownie opanowała jej ciało. Jakieś plastykowe ramiona zerwały z niej ubranie. Zatoczyła się w kierunku wyjścia. Upadłaby na podłogę, gdyby nie poczuła wsparcia muskułów, sztucznie napinanych mechaniczną wolą.
Stała nago, tyłem do milczących ludzi i czekała na śmiertelny cios. Miała w oczach obraz tamtej sceny. Tak jak wtedy, gdy na progu laboratorium po raz pierwszy zobaczyła ruchome nogi, nie mogła uwierzyć, że to, co tutaj przeżywa, dzieje się w rzeczywistości.
Naraz — zamiast uderzenia siekiery — poczuła na głowie dotknięcie protezy drugiego upiora. Rękonóg ubierał ją w długą suknię, bogato ozdobioną złotymi koronkami, a ona pomagała mu w tym z przerażeniem w sercu i z takim — zewnętrznie okazywanym — spokojem, jakby wybierała się na sylwestrowy bal. Mogła swobodnie obracać głową. Coś sobie nagle uświadomiła. W oczach majaczył jej jakiś zamglony obraz. Pokonała lęk i przyjrzała się uważnie turystom.
Zauważyła znacznie więcej niż za pierwszym razem. Niezależnie od zdumiewającego zachowania ludzi, którzy milczeli uśmiechając się nieustannie, przy czym stali nieruchomo jak granitowe posągi, dziewczynę uderzyło wiele innych osobliwych szczegółów w ich nienaturalnym wyglądzie. Wszyscy mieli na sobie stroje wzorowane na ubiorach wczesnej starożytności i zaciskali w dłoniach broń pochodzącą również z tej mrocznej epoki. Uzbrojeni byli różnie: jedni dźwigali potężne topory lub trójzęby, a inni trzymali przy bokach miecze. Widziała też maczugi nabijane żelaznymi kolcami oraz ciężkie oszczepy.
Po kilku sekundach nowy incydent zmroził jej krew w żyłach. Zaledwie ogarnęła wzrokiem wnętrze sali, kiedy kobieta uzbrojona w oszczep cisnęła nim przed siebie z nieprawdopodobną siłą. Ostrze utkwiło w piersi młodego mężczyzny, przebijając go na wylot. Runął na wznak. Kobieta sprężystym krokiem podeszła do chłopca i wyciągnęła oszczep z jego zakrwawionej piersi. Uśmiech nie opuszczał twarzy umierającego nawet wtedy, gdy wystrzelony z kąta harpun — ściągając rannego pod ścianę — rozerwał mu bok.
To, co przez kilka następnych minut działo się w głębokiej ciszy, na marmurowej płycie pośrodku nie umeblowanej sali, było równie tajemnicze, jak odkryta przez komputer metoda sterowania żywymi układami nerwowymi, które napinały mięśnie ludzi i zmuszały ich do wzajemnego zabijania się: raz przypominało figury taneczne solisty poruszającego się na scenie między egzotycznie ubranymi statuami, kiedy indziej uroczystą zmianę warty pod cesarskim pałacem, musztrę starożytnych rekrutów lub paradę oficera przed frontem kompanii honorowej — z jednej strony było groteskowe w swej przesadnej formie, z drugiej makabryczne.
W czasie tego przedstawienia hak ściągnął do kąta dwa kolejne trupy. Rękonogie stwory opuściły salę i zamknęły za sobą drzwi. Przedtem zawiesiły na plecach Lucyny jakiś zagadkowy ciężar. Niosąc go, nieprzytomna ze strachu okrążyła grupę turystów, aż z miejsca, gdzie kierująca nią seria bodźców zmusiła ją do wykonania zwrotu, zobaczyła zagłębioną we wnęce barwną tablicę rozdzielczą trzeciego komputera.
Drugi mózg elektronowy spostrzegła wcześniej: jego zespoły zajmowały przeciwległą wnękę. Tamten miał czarną pokrywę, zaś osłona tego, na który patrzyła, pomalowana była na biało.
Coś już dziewczynie zaczynało świtać, gdy z wnętrza przegrody, otoczonej aparaturą „białego mordercy”, wystrzeliła cienka smuga dymu. Rozległ się trzask krótkiego spięcia. Natychmiast zgasły wszystkie światła pod sufitem sali. Czuć było zapach płonącej izolacji. W ciemności świeciły nadal kolorowe wskaźniki i ekrany obu komputerów oraz kwadratowe białe pola wielkiej szachownicy, pokrywającej podłogę, na której spoceni ze strachu turyści znaleźli wreszcie upiorne rozwiązanie dręczącej ich od wielu minut cybernetycznej zagadki.
Do sali wbiegł rękonóg z płonącą pochodnią w uniesionej wysoko dłoni. Dwa inne otworzyły wypaloną skrzynkę i przystąpiły do usuwania awarii. Turyści nie opuszczali swoich miejsc na szachownicy. Jedna z figur wykonała kolejny ruch. W jej roli występował mężczyzna ubrany na biało. Wynikało z tego, że biały komputer zlekceważył uszkodzenie oświetleniowej sieci i po wezwaniu ekipy remontowej powrócił do przerwanej gry.
Bok szachownicy miał długość około ośmiu metrów. W blasku pochodni białe pola nieco przygasły, ale nadal były widoczne. Izolacja mogła zapalić się na skutek przeciążenia kabla przy nagłym wzroście zużycia energii w chwili rozwiązywania wyjątkowo trudnego problemu. Lucyna zrozumiała, dlaczego jednych turystów mechaniczne pachołki ubrały w białe, a innych w czarne stroje. Ponadto spostrzegła, że ma na sobie suknię białą i że stoi poza wnętrzem kwadratu całej szachownicy, lecz niedaleko jej krawędzi, po stronie czarnego komputera. Fakt ten w pierwszej chwili nastroił ją optymistycznie: znajdowała się poza terenem walki, więc dotąd nie brała udziału w grze, która toczyła się tu już od dłuższego czasu.