Paradyzja - Страница 3

Изменить размер шрифта:

– Czy tutaj nie wolno się czesać? – spytał Rinah z lekką irytacja.

– Twój grzebień nie odpowiada naszym przepisom. Musisz pobrać inny z magazynu.

– A zegarek?

– Nie używamy tu indywidualnych czasomierzy. Czas miejscowy podawany jest przez system informacyjny. Czy używasz peruki szkieł kontaktowych?

– Nie! – Rinah szarpnął dłonią rozwichrzone włosy, by udowodnić, że nie są peruka, a potem nachylił się w kierunku grubasa i wytrzeszczył oczy, by ten mógł przekonać się, że nie ma w nich soczewek.

– Dobrze, dobrze! – funkcjonariusz odsunął się nerwowo. – Możesz to zabrać, resztę zwrócimy przy wyjeździe.

Rinah zgarnął do walizki część swoich rzeczy, pozostałe upchał po kieszeniach.

– Czy… to już wszystko?

– U mnie, tak. – Grubas uśmiechnął się ironicznie. – Przejdź do następnego pokoju.

Kolejny urzędnik – młody, energiczny cywil – posadził Rinaha przy pulpicie z mikrofonem i zarzucił go serią szybkich pytań, pozornie bez związku. Rinah starał się odpowiadać spokojnie i rzeczowo. Potem został poinformowany o bezwzględnej konieczności podporządkowania się miejscowym prawom i przepisom i dowiedział się, że za wykroczenia może być ukarany zgodnie z miejscową procedurą.

– Nie znam tutejszych praw – zauważył Rinah. – Czy mógłbym otrzymać jakiś informator?

– To żaden problem – uśmiechnął się urzędnik. – W każdej chwili możesz poznać aktualny stan prawny, korzystając z teleinformacji. Przecież i tak nie nauczysz się całego kodeksu na pamięć, nie mówiąc już o wszystkich zmianach i uzupełnieniach. Twój przewodnik wyjaśni ci jutro, na czym polega nasz system prawny. Poza tym chcę zauważyć, że przybyłeś tutaj jako literat, by zbierać informacje o naszym społeczeństwie. Czy jest to jedyny cel twojego pobytu w Paradyzji?

– Oczywiście. Podałem to w formularzu wizowym.

– W porządku. Wobec tego wszelkie próby zbierania informacji na inny temat, jak również rozpowszechnianie jakichkolwiek informacji nie mieszczą się w ramach zezwolenia i mogą być podstawą do wydalenia cię z Paradyzji. Co najmniej wydalenia. Czy dobrze to rozumiesz?

– Tak sadzę. Czy mam podpisać jakieś oświadczenie w tej sprawie? – spytał Rinah chłodno, zniecierpliwiony już tą przydługa rozmową i zmęczony podróżą.

– Unikamy tutaj zbędnych papierków. Rozmowa została zarejestrowana, zgodnie z naszym prawem wystarcza to jako dowód. Ponadto informuję cic, że głos twój został utrwalony w centralnym rejestrze fonicznym i każda twoja wypowiedź może być w razie potrzeby zidentyfikowana i przypisana tobie na podstawie indywidualnych cech mowy. Czy przywiozłoś papier do pisania?

– Tylko jeden notatnik. Uprzedzono mnie, że notatki mogę prowadzić jedynie w formie zapisu fonicznego, więc zabrałem dyktafon.

– Uprzedzam, że strony twojego notatnika zostały policzone i specjalnie oznakowane. Przy wyjeździe nie może brakować ani jednej z nich. W Paradyzji nie używamy papieru. Do przekazu i zapisu informacji dopuszczone są tylko środki audiowizualne.

– A książki? Nie używacie książek?

– Tylko w formie zapisu dźwiękowego. Dla przybyszów z zewnątrz robimy wyjątek, ale przywiezione książki musisz stąd zabrać przy wyjeździe.

Urzędnik patrzył chwilę na Rinaha, jakby usiłując jeszcze coś sobie przypomnieć, lecz widocznie dostrzegł na twarzy przybysza zmęczenie i senność, bo wstał i, uśmiechając się z przymusem, powiedział:

– To wszystko. Proszę zaczekać w następnym pokoju. Za chwilę przyślemy porządkowego, który zaprowadzi cię do twojego mieszkania.

– Czy mógłbym dostać coś do jedzenia? Nie jadłem kolacji… – bąknął Rinah.

– Niestety. O tej porze już nie dostaniesz. Wszystkie jadłodajnie otwierają się dopiero o szóstej rano. O tej porze – urzędnik wskazał na cyfrowy zegar na ścianie, wskazujący dwudziestą trzecia pięćdziesiąt – nikt z mieszkańców nie korzysta już z posiłków, a gości miewamy tu bardzo rzadko.

Ziewnął ukradkiem, a Rinah uświadomił sobie, że cały personel komory kontrolnej zmobilizowano o tak późnej porze specjalnie dla niego: jednego jedynego przybysza.

Oczekując na porządkowego notował w pamięci przebieg całej długiej procedury kontrolnej oraz wszystko to, czego dowiedział się od chwili przybycia do Paradyzji. Niektóre szczegóły mogły wywoływać zdziwienie – jak na przykład owa nieszczęsna sprężynka od długopisu albo grzebień, zarekwirowane przez celnika. Ale – ogólnie biorąc – wszystko to nie wnosiło wiele nowego do jego zasobu wiedzy o świecie Paradyzji – poza tym, że potwierdzało pogłoski o drobiazgowej przezorności jej gospodarzy, częstokroć niezrozumiałej dla przybysza.

ROZDZIAŁ IV

– Ten korytarz ma dwa kilometry długości – powiedział porządkowy, zatrzymując się obok Rinaha po wyjściu z komory kontrolnej. – Takie korytarze są głównymi ciągami komunikacyjnymi na wszystkich piętrach każdego segmentu.

– Imponujące! – Rinah patrzył przez chwilę wzdłuż tunelu którego podłoga, ściany i jarzący się bladą poświatą strop zbiegały się prawie do jednego punktu w dalekiej perspektywie.

– Korytarz biegnie wzdłuż całego segmentu, równolegle do jego osi – objaśniał porządkowy. – W dzień jest tu jasno i tłoczno. Nocą tylko służba porządkowa patroluje korytarze. Chodźmy, zaprowadzę cię do jednego z pokoi rezerwowych. Nie mamy właściwie żadnych pomieszczeń hotelowych, zbyt rzadko przybywa tu ktoś z zewnątrz…

Porządkowy był wyraźnie podekscytowany spotkaniem z gościem z Ziemi. Starał się być uprzejmy i usłużnie udzielał wyjaśnień, uprzedzając pytania.

Ściany były szkliste jak przegrody, które Rinah widział w poczekalni stacji tranzytowej i w hallu przylotowym, lecz w pomieszczeniach przylegających do korytarza było ciemno i trudno było dostrzec, co się w nich znajduje. Co kilka kroków mijali zamknięte drzwi – także ze szkliwa, rozsuwane, jedno lub dwuskrzydłowe. Na niektórych widniały barwne piktogramy. Wynikało z nich, że drzwi prowadzą do barów, sklepów lub warsztatów usługowych. Rinah nie zauważył żadnych napisów ani reklam słownych, wszystko wyrażone było prostymi, symbolicznymi rysunkami.

– Musimy dostać się na dziesiąte piętro. Najbliższa winda jest o pięćset metrów stąd – powiedział porządkowy. – Może pomóc ci nieść walizkę?

– Dziękuję, jest raczej lekka. W ogóle czuję się tu lekko. Jakie macie ciążenie?

– Średnio około zero osiem, na środkowych poziomach. Tutaj, na pierwszym, jest o dziesięć procent większe, a na ostatnim, najwyższym, o tyleż mniejsze.

– Czy to wam nie przeszkadza?

– Co? Wielkość siły ciążenia?

– Nie, te zmiany wraz ze zmianą poziomu.

– To żaden problem. Po prostu: nie mamy potrzeby przemieszczać się z poziomu na poziom. Pełniąc służbę nie bywam wyżej niż na dziesiątym. W tym zakresie wysokości zmiana grawitacji jest niewyczuwalna.

– Sztucznej grawitacji – uśmiechnął się Rinah.

– Sami zrobiliśmy ten świat, to i grawitacje musieliśmy stworzyć. Wcale nie gorsza niż wasza.

– Nawet lepsza! Można ja regulować.

– To zbędne. Dobrze nam z taką, jaka jest. Wyobrażasz sobie, ile energii kosztowałaby taka regulacja?

– Pewnie. Przecież Paradyzja to kolos.

– Największy sztuczny twór w zamieszkanym Kosmosie – powiedział porządkowy z dumą – i najlepszy ze światów, jakie istnieją.

– Byłeś gdzie indziej?

– Na innych planetach? Nie.

– A na Tartarze?

Rinah złowił niespokojne łypnięcie swego przewodnika,

– Też nie. Tam jest bardzo niebezpiecznie. Wolę pracować tutaj – powiedział wyraźnie i jakby trochę za głośno. – Mamy windę!

Otworzył drzwi szybu, do których właśnie dotarli. Klatka windy była obszerna, mogłaby pomieścić co najmniej dwadzieścia osób.

– Mówiłeś, że rzadko przenosicie się na inne poziomy.

– Po prostu nie ma to sensu. Każde piętro jest samowystarczalne, na każdym jest mniej więcej to samo… No, może nie wszystko… Specjalistyczne szkoły i wyższe uczelnie są na przykład rozmieszczone co kilka poziomów. Ale przecież na każdym mieszka ponad sto tysięcy ludzi… Mierząc wasza miarą, to chyba duże osiedle, prawda?

Оригинальный текст книги читать онлайн бесплатно в онлайн-библиотеке Knigger.com